Październik
chyli się ku końcowi. Czas mi tak szybko przelatuje przez palce. Patrzę w
lustro i codziennie widzę kogoś zupełnie innego niż poprzedniego dnia.
Dostrzegam jak bardzo się zmieniam. I nie chodzi tutaj tylko o wygląd
zewnętrzny bo ten chyba najbardziej się we mnie zmienił ale oto kim staję się z
dnia na dzień. Czuję, że z nieśmiałej dziewczynki ( chociaż w wielu kwestiach
nadal jestem nieśmiała, czasem nawet aż za bardzo ) która przejmowała się byle
jakim komentarzem ze strony osób które wydawały jej się bliskie( a oczywiście
nawet nie miały prawa się tak nazywać )przeistoczyła się w dorosłą 19-letnią
kobietę wiedzącą czego chce od życia. Od końca 2016 do teraz rozważyłam, wiele
kwestii w moim życiu.
A zatem co się zmieniło? Zrezygnowałam z tego co sprawiało, że byłam nieszczęśliwa.
Skupiam się na tym co dla mnie ważne,
nie gnam już za tłumem, nie walczę o czyjeś towarzystwo. Nie czuję już takiej
potrzeby by na siłę kogoś zatrzymać przy sobie tylko i wyłącznie dlatego że
kiedyś ta osoba była w jakimś sensie dla mnie ważna. Prawie codziennie
rozkminiam moje wady i zalety. Swoje postępy, sukcesy ale też i porażki czy
upadki. Miewam dni, że najchętniej przeleżałabym w łóżku, opatulona kołdrą i nie
wyściubiła nosa nawet na 1 cm. Wtedy najczęściej miewam przysłowiowego „doła”
czasem utrzymuje się on kilka dni a czasem znika po kilku godzinach. Ale bywa też czasem ze mną tak, że chcę zrobić coś szalonego a zarazem ciekawego
na swój sposób. U mnie szalonego to nie
wybrać się na mocno zakrapianą imprezę pełną obcych ludzi z którymi nie
porozmawiasz bo zbyt głośno gra muzyka a np. pójść do kina na fajny film, pospacerować w
czasie deszczu w kaloszach z różową
parasolką w dłoni, spotkać się z siostrą, pobuszować po sklepach, etc. Czasem miewam również i tak że całymi dniami
i nocami rozmyślam o przyszłości. Zapewne wiele osób w moim wieku miewa tak,
ale ja to mam chyba aż zanadto. Wiem że
tyle jeszcze przede mną bo mam dopiero 19 lat, ale czuję też że za te kilkanaście
miesięcy już 20-stka. Przełom w życiu. Zastanawia mnie jak to będzie, co się
wydarzy. Na pewno myślicie sobie po co tyle myśleć o przyszłości skoro trzeba
żyć tu i teraz. Macie rację w 100 procentach. Staram się właśnie w taki sposób
żyć, ale jak każdy śmiertelnik często miewam nocne „zrywanie się myśli ze
smyczy”. Chyba wiecie o co mi chodzi ;-)
Na koniec podsumowując moją rozkminę po prawie roku czasu zauważyłam, że
uodporniłam się na wiele przykrych spraw. Widzę więcej pozytywów niż kiedyś.
Może to kwestia wieku a może po prostu dojrzałam do tego. Nie wiem. Ale wiem
jedno, że zmierzam w dobrym kierunku. Samo to że tutaj jestem, odważyłam się na
sesje, na pisanie tutaj dla Was to już jest dla mnie ogromny sukces. A będzie
ich na pewno więcej. Trzeba być cierpliwym i poczekać. Nie jest to łatwe ale nagroda
przyćmi wszystkie nasze żmudne oczekiwania. Nie przedłużając stylizacja ze
zdjęć zrobiona była jeszcze tydzień temu, gdy była piękna, słoneczna pogoda.
Dziś deszcz bębni za oknem, jest straszny ziąb, szaroburo i wietrznie więc na
kolejne zdjęcie prędko się nie wybiorę : ( Cały out fit utrzymany jest w
sportowym klimacie. A na nogach mam moje ulubione buty na sezon jesień/zima –
beżowe, sznurowane traperki marki Jenny Fairy z salonu obuwniczego CCC.
Na zakończenie pragnę życzyć Wam łaskawego poniedziałku ;-) oraz udanego tygodnia! Buziak😘
pudrowa bluza - Sinsay
rurki skinny- Sinsay
kurtka wiatrówka - Cropp
torba- Cropp
traperki- Jenny Fairy
okulary - Sinsay